Ziarna marca

Marzec minął niezauważalnie. Nawet nie zorientowałem się, że czas podsumować miesiąc, więc wyjeżdżając na święta, oczywiście, nie wziąłem swoich kawowych notatek. Także z opóźnieniem, ale nadrabiam! A jest co, bo marcowe ziarenka wzbudziły we mnie bardzo pozytywne emocje.


1. Mała Czarna Peru Lenin Llanqui

  • Kraj: Peru
  • Metoda obróbki: myta (36h)

Piliście kiedyś kawę z Peru? Bo ja znalazłem taką po raz pierwszy. A wypaliła ją Mała Czarna. Faktycznie mała, choć bardzo kolorowa, paląca wyborną kawę z unikalnych ziaren. Przykładu nie trzeba szukać daleko, bo właśnie w niniejszym Peru - na rynek europejski sprowadzono jedynie kilkaset kilogramów, za to Mała Czarna wyrwała 300. Miałem też duże szczęście co do tych ziaren, bo paczkę z półki wziąłem po godzinie od wypalenia. Choć nie wiem czy to szczęście, bo musiałem cały tydzień czekać i patrzeć na opakowanie... Ale warto było.
Złożony smak najlepiej wychodził, klasycznie, w dripie. Już od samego parzenia było czuć słodko-goryczkowy aromat miodu gryczanego, co w smaku ewoluowało przez pestkowce, masło orzechowe aż do brzoskwiniowej kwasowości. Nieco ostygnięta wydobywała z siebie porzeczki i wspomniany już w aromacie miód.
Gabi wyciągnęła ciut więcej kwasowości. Od samego początku dominowała porzeczka z brzoskwinią, finalnie dochodząc do miodowo-cukierkowej słodyczy.
Nie zawsze jednak było kolorowo. Myślałem, że będzie dobrze współgrać z Chemexem. Nie była zła, ale czegoś jednak mi brakowało. Gruby, chemexowy filtr zabrał z niej wiele dobrego, pozostawiając dużo nut kwaśnych i pestkowych, bardzo wzmacniających się w trakcie studzenia.

Liczę na to, że Mała Czarna utrzyma swój, jak dotąd, bardzo wysoki poziom i nie ukrywam, że za jakiś czas znów wybiorę się po cudne ziarenka właśnie do nich!


2. Coffee Lab Guatemala Julio Cano

  • Kraj: Gwatemala
  • Metoda obróbki: myta
  • Odmiana botaniczna: bourbon, caturra, catuai
  • Wysokość upraw: 1500-1700m n.p.m.

Zdecydowałem się na Gwatemalę, żeby odejść nieco od Afryki. Chyba zbyt dużo miałem w swojej kuchni mocno kwaśnych SL'i, cytrusowych Etiopii i delikatnych Rwand. Postanowiłem pójść w Amerykę. I na początku przeszedłem załamanie. Wysoka goryczka. Bez smaku. Wybijający się orzech. No tragedia. Z czasem okazało się jednak, że przechodziłem swego rodzaju afrykański detoks. Kilak zaparzeń później Gwatemala odkryła przed moimi kubkami smakowymi pełną krasę swoich możliwości. Okazało się, że wcale nie ma tam tylu orzechów i czekolady ile zdawało się być na początku.
V60 wyciągnął bardzo przyjemną, delikatną kwasowość przywodzącą na myśl coś pomiędzy soczystym, słodkim jabłkiem, a ciemnym winogronem z bardzo przyjemną, nienarzucającą się słodyczą. Orzeszki usunęły się w cień, dając o sobie znać w afterze.
Orzech nie ustąpił jednak pierwszeństwa w Kalicie. Tutaj zaczęła dominować skórka orzecha włoskiego, a jabłka przewijały się tylko pomiędzy tymi aromatami.
Bardzo przyjemny okazał się Chemex.  Tu odkryło się dojrzałe ciemne winogrono, delikatnie rysujący się miód oraz przewijająca się goryczka.

Warto było. Ameryka szybko pokazała coś innego i może być fajną odskocznią do nieco bardziej orzechowych, choć mimo wszystko cytrusowych smaków.


Komentarze

Popularne posty