Austria (dobrym) winem płynie

Chociaż majówkę spędziłem we Wrocławiu pracując i pisząc pracę magisterską, udało mi się wyrwać na chwilę tuż po jej zakończeniu. Od dłuższego czasu wiedziałem, że może trafić się wyjazd na Weinfrühling w dolinie Wachau, czyli po prostu święto wina. A że pacierza i alkoholu nie odmawiam, poszybowałem na PKP zakupić bilety do Wiednia. I tak, kiedy wszyscy wracali z długiego weekendu, ja na niego wyjeżdżałem, a po nocy spędzonej w przedziale, wyszedłem na austriackie ulice.









Rowery
Jestem zachwycony rozwojem infrastruktury rowerowej w Austrii. Już 5 lat temu byliśmy świadkami tego jak dobrze zorganizowana jest komunikacja rowerowa w samym Wiedniu i wzdłuż Dunaju, teraz tylko to potwierdziliśmy. Ścieżka pieszo-rowerowa po jednej i drugiej stronie rzeki, promy przewożące rowerzystów na drugi brzeg, w każdym miasteczku wypożyczalnia składają się na ogólnie bardzo dobrą całość. Tym bardziej, że jak się okazało, Wachau trzeba przejechać z obu stron. Lewobrzeżna dolina jest bogata w winiarskie miasteczka, klimatyczne domy, uliczki i komunikację międzymiastową (o ile ktoś nie ma roweru oczywiście!), natomiast prawobrzeżna kryje w sobie mniej miasteczek ale za to wspaniałą przyrodę i ścieżkę między winnicami i morelowymi sadami.
Miłośnicy ruin i fortyfikacji znajdą dla siebie coś dobrego i po jednej i po drugiej stronie. My zaliczyliśmy ruiny Aggstein, gdzie trzeba było – co kto woli - pedałować/podchodzić pod górę coś koło 2 kilometrów. Nachylenie drogi, bagatela, 20%.




Wino
W tegorocznym festiwalu brały udział 103 (sic!) winnice. Z weekendowym biletem za 20 euro można było przejechać wszystkie i spróbować każdego wina. A było co degustować, bo wszędzie do wyboru około 10-15 rodzajów, choć z 3 podstawowych dla tego regionu szczepów: grüner veltliner, riesling i gelber muskateller (w odmianie steinfeder, federspiel i smaragd). My przez cały weekend dotarliśmy do 27 z nich – nasz przewodnik dobrze zna te miejsca i wybierał same najlepsze, żeby nie tracić czasu na trunki niższej jakości J
Impreza na zamku Spitz również była przednia. Muzyka na żywo i wino no-limit robiły swoje!
Później doczytałem też, że w niektórych winnicach są organizowane degustacje z rozróżnieniem win z winnic na zboczach gór i tych rosnących tuż nad Dunajem. Cóż. Może gdybym lepiej mówił po niemiecku, to i bym się na coś takiego załapał.

Na stateczku jednak nieco wiało.




Atmosfera
Jak świeci słońce, to jakoś wszyscy są bardziej zadowoleni. I nawet pomimo tego, że raczej mało kto mówi tam po angielsku, szło się dogadać. Choć warto było nauczyć się kilku podstawowych zwrotów potrzebnych do zamawiania jedzenia w knajpie czy lampki wina dla siebie.
Winnice niestety nie mają też „tego” charakteru. Oczywiście, że można trafić do miejsc które są stylizowane na winne piwnice, ale widać, że tak czy siak to po prostu sklepy i daleko im do miejsc, które można spotkać choćby we francuskiej Jurze. Po prostu nie można zwracać na to uwagi i cieszyć się chwilą przy lampce schłodzonego muskatellera, spoglądając na Dunaj!




Oczywiście nie mogło zabraknąć tradycyjnych zdjęć na schodach!
2017
2012





Tu akurat retrospekcja :)






                                 






Pozwólcie że w tym wpisie pominę temat kawy. Przez łącznie 5 dni, które spędziłem w Wachau i Wiedniu, wypiłem dobrą kawę tylko w jednym miejscu. I tu, z czystym sercem, mogę zarekomendować Coffee Pirates, którzy wiedzą co robią. I z ziarnem (bo palą sami) i z alternatywą. A cała reszta niech sobie pije swoje lurowate espresso.



Komentarze

Popularne posty