Jesienią na kasztany. Jadalne kasztany!

Kasztany zawsze były mi bliskie. Od dziecka jesienią wychodziło się z wielkim worem na zbieranie brązowanych kulek, żeby później móc bawić się w klejenie ludzików przy pomocy zapałek i plasteliny. Jednak nie dziecięcych robótek ręcznych będzie dotyczyć ten wpis, a jadalnego odpowiednika naszych kasztanów.


Z kasztanami jadalnymi spotkałem się zaledwie 2 lata temu, kiedy przechadzając się uliczkami Bazylei trafiliśmy na człowieka sprzedającego coś z dziwnego pieca w kształcie lokomotywy w papierowych rożkach. KASZTANY! No i jak tu nie spróbować czegoś nowego! Szybko kupiliśmy porcję i poznaliśmy ich słodko-mdławy smak.
W Polsce raczej niezbyt popularne, mi znane jedynie z jarmarku bożonarodzeniowego, na zachodzie w okresie zimowym dostępne na każdym rogu. Teraz, kiedy zostałem we Francji zaopatrzony w kasztany prosto z drzewa, mogłem po raz pierwszy przygotować je samemu. I to, po przeszukaniu internetów, mogłem zrobić je od razu na 3 sposoby :)

Pierwsze były moczone i pieczone. Najdłuższy sposób na przygotowanie i, moim zdaniem, najmniej smaczny. Po napięciu łupinek trzeba było namoczyć je w osolonej wodzie przez minimum godzinę. Po tym czasie, osuszone zapiekać przez około 35 minut w 220 stopniach. Smak? Lekko kwaśny, może nawet nieco sfermentowany. Ich słodycz lekko przemykała po języku ale nie była mocno wyczuwalna. Plusem tej metody jest zdecydowanie najlepsze obieranie łupinek - kasztan jest cały, nie rozpada się, a łupina odrywa się płatami.

Drugi sposób, to pieczenie na surowo - najsłodsze, najbardziej kruche i najbardziej chrupiące. Wystarczy im zdecydowanie 30 minut w 220 stopniach, bo później przesuszają się i nic dobrego z nich nie wychodzi.


Ostatnia metoda, gotowanie. 40 minut. Wody dużo. Soli szczypta. Liść laurowy, sztuk raz. A kasztany smakują jak słodziutka kukurydza. Chyba nawet pokuszę się o postawienie tego jako faworyta, choć zdecydowanym minusem jest obieranie. Wszystko jest miękkie, więc łupina odchodzi dobrze, a sam kasztan też, niestety, lubi się rozpaprać w dłoni...

Kilka uwag.
  • Każdego kasztana trzeba naciąć w "x" po wypukłej stronie. Będę mogły się otworzyć, dopiec w środku i łatwiej będzie się je obierać. Wyjątkiem jest gotowanie, gdzie nie trzeba tego robić, ale ja zrobiłem i były ok;
  • Dla wzbogacenia smaku, kasztany z wody robi się z odrobiną soli i opcjonalnie z liściem laurowym;
  • Po zdjęciu łupiny na miąższu zostaje czasem brązowa skórka. Ona bywa gorzka więc polecam zdjąć.


A Wy lubicie kasztany? Kojarzą Wam się z nadchodzącymi świętami?

Komentarze

Popularne posty