Natura, góry i... nieprzyjaciel wiatr

Przebywając w Krakowie cały miesiąc, aż głupio byłoby nie dotrzeć, choć na jeden dzień, w nasze polskie Tatry. I tak też się stało w pewien piękny, słoneczny weekend. Wtedy to jadąc nocnym pociągiem znaleźliśmy się w Zakopanem. Plan: zdobyć Kasprowy Wierch, przejść na Giewont i wieczorem zejść do Kuźnic. Planem pierwotnym było zdobyć Rysy, ale czas od możliwego wyjścia na szlak do zachodu słońca był zbyt krótki w stosunku do czasu potrzebnego na przejście całej trasy, a wszystkie miejsca w schroniskach pozajmowane. Swoją drogą, również bardzo drogie... więc jednak lepiej było mieć bazę w okolicy miasta.


Pogoda? Piękna. Choć wystarczyło że spojrzeliśmy w górę, w kierunku Kasprowego i już nie było tak miło. Czarne chmury wisiały nad szczytem. Choć widząc tłum ludzi wchodzących na szlak, również nie zrezygnowaliśmy.




W połowie zaczął się kryzys. Wiatr się rozhulał, temperatura spadła, a porywy były tak silne, że idąc w rzędzie z innymi ludźmi, trzeba było się zatrzymywać i zapierać przeciwko. Przemarznięci, po 2 godzinach udało nam się zdobyć Kasprowy z jednym marzeniem - usiąść w barze przy górnej stacji kolejki i w końcu się rozgrzać. Czyżby? Otóż nie! Kolejka nieczynna, bar zamknięty, a do najbliższego schroniska 2 godziny drogi. Temperatura? 7 stopni. Odczuwalna? Około 0. Wiatr? Porywy do 50 km/h. Supeeer! Dziękujemy obsłudze że w tych sprzyjających warunkach w ogóle się nami zainteresowali, zamykając się w środku budynku...



W tym momencie przyszedł czas na zmianę planów. Droga na Giewont w większości miała iść szczytem, czyli non-stop w tym samym wietrze. Tłum skierował się do Murowańca, no a my... za tłumem. Jak to mówią, w kupie raźniej :)


Ale, nie ma tego złego! W Murowańcu się rozegraliśmy zupką i mieliśmy siły, żeby iść jeszcze nad Czarny Staw Gąsienicowy i powoli wracać na Kuźnice...



Wciąż uważam, że bardzo dobrze jest wyjechać choćby na chwilę, pomimo tego że temperatura nie zachęca. Intensywny kurs przez cały tydzień dał się we znaki, a weekend pozwolił odpocząć psychice, choć nie odstąpił zmęczenia fizycznego. Ale to dało siły na kolejne dni zmagania z francuskim! A ten weekend to, jak się okazało, był już ostatni dzwonek na podejście. Po naszym wyjeździe zaczęły się deszcze, a w efekcie dziś jest już 30 cm białego puchu :)



Komentarze

  1. Lekka i przyjemna w odbiorze treść + zdjęcia ze szlaku = idealny sposób na poprawę nastroju w jesienny wieczór.
    Publikuj częściej...




    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Zaciekawił Cię temat? Masz pytania? Zostaw po sobie ślad!

Popularne posty