Ziarna lipca

Lipiec. Niby lato, ale takie niby nie. Czasem ciepło, czasem gorąco, ale jak przypadkiem przejdzie burza i stanie ściana deszczu (sic! Dowód poniżej!) To ledwo widać co się dzieje 10 metrów przed sobą, zasięg w telefonie nagle postanawia zniknąć, a przebywanie na łonie natury może spowodować znaczny uszczerbek na zdrowiu. W tymże lipcu z pogodowy lękiem udało mi się jednak zdobyć Szczeliniec oraz Budapeszt. A jakie to kawy tam piłem? Proszę bardzo, oto i one. Przedstawiam:

1. Nomad Centroamericano

  • Kraj: Kostaryka
  • Obróbka: myta
  • Odmiana: Centroamericano
  • Wysokość upraw: 1250m n.p.m. 

Po otworzeniu paczki zostałem zbombardowany kwasowymi aromatami owoców. Choć trudne jest do doprecyzowania jakie konkretnie owoce mogły to być, to myślę że na pierwszy plan wyłania się takie ledwo dojrzałe, zielone, jeszcze kwaśne jabłko. Ale zabierzemy się za parzenie. Na pierwszy rzut - v60. I tu pierwsze zderzenie z rzeczywistością. Wspaniały aromat, byle jaki smak. Lekka, owocowa, ale finisz zerowy. Dobry czas, a podekstrakcja jakiej świat nie widział. I już wiedziałem, że to będą trudne ziarna, a wyciągnięcie dobrego smaku zajmie mi nieco więcej czasu. Podejście drugie, chemex. To samo Podejście trzecie, aeropress. Mało klarowna, niewyczuwalne aromaty. Ale od czego są próby i błędy? Człowiek w końcu wie co trzeba zrobić inaczej. Przykrecilem młynek najpierw o jedno, później 2 oczka, temperaturka... I nagle drip pierwsza klasa! Winogorono, znów jabłko i słodki finisz. W końcu! Myślę że byłaby bardzo fajna na lód. Niestety nie było mi dane, ale może kiedyś do niej wrócę...

2. Audun Burundi Sehe Mbirizi

  • Kraj: Burundi
  • Obróbka: myta
  • Odmiana: Bourbon
  • Wysokość upraw: 1900m n.p.m.

Sytuacja w sumie podobna do pierwszej kawy. Otwieram, a z paczki dochodzi do mnie intensywny owocowy aromat, a w tradycyjnym parzeniu dripa płytka jak Bałtyk 6 metrów od brzegu. Ale od początku. Pierwszy aromat był trochę inny. Był taki owocowy, może ziołowy ale lekko drażniący nos pikanterią co nadało ziarnom charakteru. I znów trudna do sprecyzowania, ale moim zdaniem, było tam coś rozmarynowego. Podobnie jak z poprzednimi ziarnami trzeba było się rozgrzać. Przechodziły próbę v60tki, kality, a nawet syfonu. I zdecydowanie najlepsze efekty dawało środkowe urządzenie, które w końcu udało mi się ujarzmić. Parzenie kality dało bardzo fajne orzeźwienie i smak lekko przypominający skórkę cytrynową z drobną domieszką pomarańczy, w efekcie dając niezłego kopa przed pracą z delikatnością łączącego się kotka.

Koniec. Oprócz mieszanki Karmello na Szczelińcu i codziennie w pracy, nic więcej nie spożywałem.
Na zakończeniem jak obiecałem, tak wstawiam. Piękne lato, środek lipca, centrum Wrocławia :D
Tak. To deszcz, nie mgła...
I jeszcze coś do czego muszę się przyznać. Moja sensoryka, choć raczkuje, jest chyba bardzo wypaczona. W Nomadzie, na pierwszy rzut czułem przecier pomidorowy, a w Audunie keczupowe maczugi (dużo ludzi z którymi się tym dzieliłem nie wiedziało co to, więc wyjaśniam - to takie chipsy z dzieciństwa, które jadło się na długiej przerwie w podstawówce). A te, jakże urocze aromaty, raczej nie są porządne w kawie, tak więc pozdrawiam...

Komentarze

Popularne posty