Ziarna lutego

Minął i on. Najkrótszy z możliwych. Luty. Nawet nie zdążyłem się obejrzeć, nie zdążyłem nic dla Was napisać, a tu już kolejny miesiąc i wypada stworzyć cykliczny opis kaw. I zmartwię Was. Tu też szału nie będzie, gdyż przez natłok pracy i spożycie kawy głównie w miejscu mego zarobku, wykończyłem jedynie pamiątkę weekendu w Brukseli. Ale dobre i to. Coś ciut większego szykuję na marzec, a co z tego wyjdzie? Zobaczymy! Póki co jadę z tym, co mam.

1. MOK Etiopia Sidamo Ye Genet

  • Kraj: Etiopia
  • Metoda obróbki: natural
  • Odmiana botaniczna: Heilroom

Najciekawsza propozycja spożytych przeze mnie kaw w Brukseli. Choć sama palarnia w stolicy jest napływowa, bo ojczystym miastem dla niej jest Leuven, to bardzo dobrze im się chyba miewa. Choć jest to jedyne miejsce jakie znam, gdzie całkowicie wyłączony został obrót gotówkowy i płatność jest możliwa tylko przy pomocy terminala. Ale wróćmy do kawy. Pierwszy raz spróbowałem jej jeszcze na miejscu, w tradycyjnym przelewie. I to była szczera miłość ze wzajemnością od pierwszego łyka! Skórka cytrynowa. Świeży sok z limonki. Do tego nieśmiało przewijająca się róża z hibiskusem... Dość bardzo nietypowy smak jak dla naturala, ale bądźmy szczerzy. Była jedyna w swoim rodzaju i nie zastanawiałem się za długo nad tym czy wydać te 13€ czy żałować.
W domu pojawił się problem. Zapchane zatoki skutecznie utrudniały mi sensorykę, więc musiałem posiłkować się odczuciami znajomych. Ale z moich prób wynika jasno, że ziarnom oprócz Bunna służy także V60. Tu, złożoność smaku była jeszcze większa. Oprócz wymienionych wyżej cytrusowych klasyków, udało się wydobyć odrobinę suszonej moreli (dzięki Jędrzej!) i lukrecji (dzięki Karo!). Nie pomylili się, bo jak wróciłem do normy to faktycznie takie aromaty się pojawiły i w moim odczuciu. No, chyba że to siła sugestii :D
MOK daje radę także w Gabi. Doza 18g/2x150ml wydobyła delikatną, acz dominującą słodycz, spychając morelki i cytrynki nieco w cień.
Niestety zrówno Chemex, jak i Kalita wyszły nieco cierpkie, więc nie wróciłem do nich po pojedynczych próbach. W Kalicie odczuwalne były dziwne smaki przywodzące na myśl nagryzioną pestkę cytryny, a Chemex po prostu bardzo ją spłycił, przez co aftertaste spadł praktycznie do zera.
Mimo tych dwóch uwag, wynik z dripa był mega zadowalający. Ja jestem na tak, a jak wrócę do Belgii to wiem gdzie udam się na wstępie!

Komentarze

Popularne posty