Coraz bliżej Święta!!

I nadszedł ten czas. Zarzuciłem wszystko, by oddać się rodzinnej atmosferze Świąt. Spakowałem torbę, pognałem na lotnisko i... znów jestem tu. Choć z małymi perturbacjami, udało się wylądować. Gęsta mgła ograniczyła widoczność gdzieś do 1,5 km ale, jak widać, pilot (a właściwie ILS III kategorii...) trafił na pas :)

Tak, tak. Gdzieś tu, na wysokości środkowej choinki,
pod gęstą mgłą powinna być Genewa.

Wyjechaliśmy z miasta, wzbiliśmy się pod same szczyty i... słońce, piękne, czyste niebo, a temperatura 15 stopni! Zamiast poczuć zimowy nastrój zacząłem żałować, że nie spakowałem soczewek i okularów przeciwsłonecznych... 

Ale nie będę teraz tutaj się żalić.

Jeszcze tego samego dnia, wieczorem trafiliśmy na jarmark w Besancon. Nie jest może ogromny i nie przypomina tego z Wrocławia, czy Drezna, ale ma swój klimat. Rozgwieżdżone lampkami niebo i oświetlone drzewa wspaniale imitowały śnieg :)

Zabraliśmy się także do ubierania choinki. Przy dźwiękach świątecznych piosenek przyozdabialiśmy drzewko. Jedynym projektantem choinek w tym domu jest niezastąpiona Mama - w tym roku padło na lodowe sople, śnieżne kule, biało-fioletowe piórka, pomarańczowe kokardy oraz tradycyjnie kwiaty i anioły. Zwieńczeniem jest brokatowy łańcuch... Możecie sobie wyobrazić - wyglądałem jak po zeszłotygodniowym koncercie Florence. Coś ten brokat nie chce się ode mnie odczepić. Cały czas sypie się złoty pył z mojej czapki, szala, a nawet butów, a tutaj nowa porcja zaplątała się w bluzę i skarpetki... Cały rok będę tak wyglądać? :D

Ale przynajmniej jest efekt!

Oczywiście, nie zabrakło także jemioły. Pierwszy raz mogliśmy wyjść kawałek za miasto i zerwać sobie sami taką jaką chcemy, a nie być skazanym na te imitacje w postaci jednej lichej gałązki sprzedawanej na targu za bezcen. O małe co nie zerwał się żyrandol...

Podzielcie się ze mną jak Wy ozdabiacie swoje tegoroczne choinki, a ja Wam życzę

WESOŁYCH ŚWIĄT!!!