Gdańska kawa, czyli zły początek roku.

"Gdańsku! Co się stało?" miałem ochotę krzyczeć przez kilka dni mojego pobytu. Trafiałem albo na miejsca gdzie kawa była po prostu niedobra, albo kelnerzy odwlekali w czasie podanie kawy i ciasta. Nienawidzę (!!!) jak nie dostaję ich razem i zawsze będę się burzyć! Ale przejdźmy do konkretów. W poście opis trzech kawiarni, dwóch gdańskich, jednej sopockiej - ich kolejność jest ustalona wyłącznie na podstawie kolejności moich wizyt. Nie były one jednak aż tak tragicznie, ale zawsze było jakieś "ale".




Lookier cafe & restaurant

Do tej kawiarni trafiliśmy zaraz po przyjeździe do Gdańska. Zrzuciliśmy z siebie bagaże i wyszliśmy do centrum zrelaksować się  po podróży. Klasycznie cappuccino i szarlotka na ciepło z lodami i bitą śmietaną. W kawiarni ruch średni (sama w sobie nie jest dużym miejscem - chyba niecałe 10 stolików).
Do kawy przyczepić się nie mogę. Odpowiednio dobrane proporcje, mleczna pianka jak należy. Ciasto - palce lizać. ALE czemu dostałem najpierw kawę, ciasto po 10 minutach?? Kawa wystygła i tyle. Choć wyszedłem zadowolony z doznań smakowych :)




Cafe Stella

Jedna z sopockich kawiarni, już poza Monciakiem, ale w drodze na SKM, czyli prawie jak w sercu miasta. Zaciągnął nas do środka wystrój kawiarni. W mrozie można było się dobrze rozgrzać, bo na molo strasznie wiało :) Było już późno, więc nie szalałem z mocną kawą. Moją uwagę przyciągnęła Stella Cafe, czyli latte macchiato z syropem kasztanowym i bitą śmietaną. Ostatnio gustuję w przetworach z kasztanów, a jeszcze nigdy nie piłem takiej kawy! I, muszę przyznać, była to najlepsza kawa tego wyjazdu. Nie była za słodka, jak to czasem kawy z syropem potrafią, a śmietana pięknie wieńczyła szczyt szklanki. ALE nie była to ciepła kawa. Wiem, latte nie powinno być gorące. No chyba, że mróz i potęgujący go zimny, morski wiatr spowodowały wtedy zaburzenia czucia w obrębie moich ust. Możliwe.



Cafe Ferber

I dochodzimy do końca. Jak mawia klasyk, marny jego koniec. Ferber popisał się przed nami strasznie. Nie lubię krytykować, ale jestem zmuszony. Kawa - klasyczne cappuccino. Jak na tak dużą filiżankę, za mało espresso, za dużo mleka. Pianka (wizja artysty) wystawała wysoko powyżej granice filiżanki, co spowodowało wylewanie się naparu. Co prawda moja kawa nie wyglądała źle, ulało się tylko w jednym miejscu, jednak podstawek Kasi pływał , a filiżanka była CAŁA brudna. Kelnerka widząc to nie zareagowała w ogóle, podała i życzyła smacznego. Hmm.
Deser... Puchar malinowy "maliny z miętą, chrupiący środek i mus mascarpone" cytując menu. Maliny z miętą, faktycznie połączenie dobre. Chrupiący środek? Nie powiedziałbym. Prędzej rozmoczony biszkopt. Mus mascarpone? No był. W dodatku ten sam błąd co w kawiarni #1 - najpierw desery, po czasie kawa.
Aż komentować mi się nie chce, bo było źle. Rozdzielony rachunek nie wchodził w grę, "bo kelnerka nabiła, a jest duży ruch". ALE czemu my tam w ogóle wylądowaliśmy? Bo wyglądała ładnie.



Całe szczęście, że zaraz po tym jakże nieudanym wyborze poszliśmy na pizzę do Sempre - Pizza & Vino tuż naprzeciw. Nie ukrywam, pizza była jedną z najlepszych (a nawet chyba najlepsza) jaką gdziekolwiek jadłem. Polecam, warto :)


Komentarze

Popularne posty