Schody (prawie) do nieba

Kilka słów o zwyczaju, jaki od pewnego czasu mam podróżując. Choć czasem nie da się go spełnić - brak dogodnego miejsca, pośpiech zwiedzania czy po prostu zwykła luka w pamięci, to zazwyczaj staram się o nim pamiętać. Mowa o zdjęciu na schodach :)
Zaczęło się niewinnie. Pierwsze zdjęcie powstało w Berlinie - przy zejściu do metra. Siedzieliśmy, szukaliśmy się na mapie, a Tata próbował uchwycić nas w jednym prostokącie lustra. Później były 2 kolejne, na trasie wzdłuż Dunaju... I tak prawie co wyjazd gdzieś znajdowaliśmy ładne schodki.
Taki mały zwyczaj, a ile zawsze przy nim gimnastyki! Jak ustawić aparat, na czym położyć, gdzie oprzeć... Pod jakim kątem położyć, żeby złapał i schody i nas? Bo przecież po co prosić przechodnia o zdjęcie, skoro największa frajda to bieg na miejsce po włączeniu 10-sekundowego samowyzwalacza! I choć czasem myśli się, że wyszło ok, to później, na komputerze, okazuje się, że ostrość wcale nie jest tam gdzie być powinna... Ale ja to lubię :D
Niżej kilka zdjęć z kolekcji (jeszcze nie-aż-tak-bogatej), chronologicznie od powstania :)




Berlin, 2012















Komentarze

Popularne posty