Poniedziałek nie taki zły jak o nim mówią

Nie cierpię poniedziałków! Wstając dzisiaj z łóżka miałem tylko jedno marzenie: wrócić do niego. Wizja przeciągającego się wykładu od samego rana, mało konstruktywnych zajęć z angielskiego i odróbkowej psychologii na sam koniec dnia wcale nie powalała. Próbowałem. Naprawdę, próbowałem się skupić i zrozumieć to o czym do mnie mówią. Przegrałem. Oliwy do ognia dolała pani z rejestracji u dentysty, która stwierdziła, że nie umówi mnie na 5-minutową konsultację, bo do połowy grudnia lekarz nie ma terminów! Moja bolesna żuchwa (lub jak kto woli, "żuchwia") po prostu nie zrobiła na niej wrażenia. W sumie rejestracja innej przychodni nawet nie podniosła słuchawki... Przynajmniej oszczędzili mi nerwów. W międzyczasie zaczął padać śnieg, później deszcz ze śniegiem... I zrobiła się plucha, przez którą trzeba było przebrnąć w drodze powrotnej.
Humor zaczął wracać w mieszkaniu. Dziewczynom, jak zwykle, zaczęło nieco odbijać, więc zostałem napojony zieloną kawą (swoją drogą, ta normalna jest o nieeeeboooo lepsza!) i dostałem do zjedzenia "zakalcowe kulki ze wszystkiego", czyli co było to zmiksowałyśmy i upiekłyśmy. Ale, ojej, trochę nie wyszło :) Grunt to się nie poddawać i nawet z zakalca zrobić coś na poczęstunek!
I to był pierwszy element dodający kolorów do szarości. Później było tylko lepiej.

Przeglądałem internet bez większego sensu, kiedy usłyszałem wiadomość na fejsie. Kaśka. Ryanair wypuścił 100 tysięcy biletów po 19 złotych na grudzień!! Ożywiłem się, temperatura skoczyła. Gdzie lecieć? Gdzie jest ciepło? Hiszpania? Kreta?  ...ech...  Entuzjazm szybko opadł. Biletów po 19 złotych nie było na żadne fajne kierunki, oprócz krajówek. Te to nawet były połowę tańsze - 18 złotych w dwie strony.
Może się nie poddawajmy? STYCZEŃ?? Czemu nie! Semestr się kończy, może poszukam czegoś na przedsesyjne rozluźnienie! I tak, po rozmowach, namowach, konwersacjach, i słownych potyczkach - lecimy. Kierunek: Ateny. 
Odzyskuję powoli wiarę, że nawet z największej parszywości może wykluć się malutki jednorożec. Dzisiejszy wieczór zdecydowanie jest lepszy od całości dnia! Bilety, nie-byle-jaka ekipa na wyjazd i lecąca w tle Florence. Żyć, nie umierać!

Na koniec jeszcze jedno zdjęcie.


Czemu zdecydowałem się akurat na to? W sumie jest to jedno z moich pierwszych zdjęć zrobionych lustrzanką - jeszcze gdy brałem ją od taty i w totalnej prowizorce babrałem się z wodą w kuchni :) Ale nie o to chodzi.
Bardziej mam na myśli to, żeby każdą szarość dnia, która krąży gdzieś obok Was cisnąć w wodę. I to z rozmachem, niech się rozbryzga! Niech pryszcze tak, żebyście poczuli jak znika! Żeby jesień nie odbierała Wam przyjemności i przypadkiem nie wygrała :)


Komentarze

Popularne posty