Tuż po pracy!

Pierwszy dzień nowej pracy, a po niej czas świętować. Gdzie? Dziś padło na wrocławskie Lulu Cafe. Zdziwiłem się, że w galerii handlowej może być tak ładny lokal! Wygodne fotele, przyciemnione światło i witryna z ciastami na wstępie przywołały nas swoim widokiem. A jak już pogrążyliśmy się w jakże wygodnych fotelach... Ach, zachciało się spać...


Wybór padł na latte miodowo-cynamonowe oraz tartę z budyniem i owocami ze strony Yumi, z mojej na klasyczne cappuccino i karpatkę. Jak się później okazało, solidnie zakrapianą alkoholem...


Nie to, żebym na to narzekał! Trochę alkoholu w cieście jeszcze mi nie zaszkodziło. Oczywiście, jak to przy karpatce, upieprzyłem się cukrem pudrem (oszczędziłem już wysmarowanie sobie całej ręki kremem...), choć to przecież jej urok wzbogacający efekty spożycia :)
Może i na cappuccio nie było wspaniałego artu, ale chyba ktoś chciał się o niego postarać - widziałem zalążek rozetki :) Za to pianka była idealna. Nie za gruba, ale też nie przesadnie mała. Podobnie w smaku, gdzie nie dominował posmak mleka i to jednak kawa wysuwała się na pierwszy plan, jak być powinno!

A w tle załapało się jeszcze latte!

Pytanie do Was: pijecie rano aromatyczną czarną, czy raczej powoli budzicie się z subtelnymi mlecznymi? Bo ja ostatnio coś tylko cappuccinko :)


Komentarze

  1. Ja to z rana ostatnio tylko nescafe 3w1 w proporcjach: pół mleka pół wody piję, więc porządne cappuccino czy latte to dla mnie miła odskocznia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kawa to podstawa, jestem kawomaniaczką :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Zaciekawił Cię temat? Masz pytania? Zostaw po sobie ślad!

Popularne posty